czwartek, 12 stycznia 2012

MĘSKI PUNKT WIDZENIA: Manifestacja siebie cz.2

31 grudnia 2011. Ostatni dzień w tym roku, nie wiem tylko czy to dobrze czy nie, może kolejny rok okaże się lepszy. Mam taką cichą nadzieję, może moja osoba, będąca na samym dole wielkiej góry wywoła lawinę ? Przecież nawet mały kamień potrafi ją wywołać...
Włączyłem laptopa, jedynego dobrego kumpla, któremu się mogę wyżalić, a on jedynie czasem się zawiesi i nic więcej; nie ''strzeli focha'' i nie zdradzi tajemnic, nikomu mnie nie sprzeda, nie wyśmieje, nie obrazi, lecz przyjmie wszystko, obojętnie co napiszę. Czasem myślę, że zwariowałem....no cóż, jeśli tak jest to trudno, przecież nie każdy musi być normalny. Ostatnio słucham w kółko jednej piosenki- Gotye - ''Somebody That I Used To Know'', polecam, można się przy niej wyłączyć i zapomnieć o rzeczywistości. 
Redakcja pyta mnie o moje podejście do mody. Pełno tu paradoksów, ale co tam, jestem nienormalny, więc się sam sobie nie dziwię...
Otóż, nie podążam za modą w tak dosłownym znaczeniu, gdybym za nią ściśle podążał wyglądałbym tak samo jak Ci, którzy postępują według jej zasad. Po co się upodabniać, każdy ma inny charakter, każdy jest inny i czuje coś innego, coś innego chce przekazać światu.  Być modnym to nie problem,  miałbym tyle kasy co ''modni'' ludzie to również mógłbym się takim nazywać. Być stylowym, oryginalnym, odzwierciedlić siebie poprzez własny look i obwieścić światu kim się tak naprawdę jest- to nie lada zadanie. Nie zmienia to  faktu,  że magazyny modowe nie są mi obce, namiętnie zbieram wszystko co wpadnie mi w  rękę, siedzę potem i przeglądam, dumam czy pasuje to do niej\ do niego- czy nie...często uznaję, że nie, ale przecież i tak każdy powie, że się mylę, bo to z domu mody Chanel czy Prady, więc Ci wszyscy Wielcy mają zdecydowanie rację... a ja i tak zdania nie zmienię, stoję przy swoim twardo i koniec. Ulubionego projektanta też  nie mam, choć cały czas w głowie przeskakują mi ich nazwiska, widzę ich twarze, widzę pokazy i kolekcje,  widzę modelki i modeli idących po wybiegu; interpretuję ich zamysły, ich wizję, analizuję...potem marzę i kreuję w mojej głowie coś  co nie istnieje i pewnie nie zaistnieje...
Jak codzień idąc ulicami miasteczka, liczę gapiących się ludzi, dzisiaj było ich około 10, to mało, ale pewnie dlatego, że niektórzy już przywykli do mojego look'u. Zmieniłem fryzurę, więc znów będą musieli się z tym oswoić. Na wielką ekstrawagancję nie móglbym sobie pozwolić, przecież u mnie każdy ''normalny'' chłopak jest ostrzyżony krótko i nic poza tym, bez udziwnień. Każdy wygląda tak samo, każdy ma dziewczynę, każdy ma lepszą lub gorszą 'brykę' i jak co weekend wyjeżdza na jakieś ''balety''. Czemu ja jestem inny ? Dlaczego mam inne włosy niż oni, inne ciuchy, nie mam dziewczyny i nie mam wypasionej 'bryki', jestem jednostką ? Nie wiem czy chciałbym nią być, ponoć tacy  nie kończą dobrze w realnym życiu. Na szczęście, nie jest mi z tym źle i w pełni akcpetuję siebie. gdy byłe mniejszy myślałem, że  może jestem  w jakimś filmie i o tym nie wiem, może za jakiś czas wyskoczy zza rogu jakiś operator kamery i krzyknie ''Mamy Cię''. Chciałbym mieć dostęp do takiego  scenariusza i chciałbym móc coś w nim zmienić, zmienić swoją przyszłość, której się obawiam i która z dnia na dzień się staje i ukazuje swoje prawdziwe oblicze, to którego najbardziej się boję.
Piszę, piszę...   nagle backspace , słyszę Gotye po raz 25...liczę sukcesywnie, który to już raz, ale to zwykła nerwica natręctw :)  Nic nie przychodzi mi do głowy, wsłuchuję się w piosenkę, czuję podniecenie przy refrenie, mam motyle w brzuchu, nagle cisza...i znów powróciłem na ziemię.
Dlaczego nie urodziłem sie na innej planecie, dlaczego życie jest tak skomplikowane, staram się je  prostować, poukładać, osiągnąć w końcu sukces, każda próba jest zakończona porażką. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni...bla bla bla, mam więc próbować do skutku ? A jeśli się okaże, że kolejna próba mnie jednak zabije ? Mam swoją pasję, jest to jedyna rzecz którą chciałbym robić w życiu, która jest tylko dla mnie, a ja jestem dla niej...Rezygnowałem przecież tyle razy, ale nie wytrzymałem długo i próbowałem dalej, dalej i znów i znów...przecież nie mogę się poddać tak łatwo, bo wtedy postąpiłbym wbrew sobie. Uzasadniam to zawsze tym, że ponoć życie jest brutalne, guzik prawda, przecież niektórym wszystko wychodzi tak łatwo, bez problemu, są szczęśliwi...jaki jest na to przepis?
Przepis na szczęście...Kora o tym wspomina w jednej z piosenek z nowej płyty, tyle tylko, że ona już taki przepis pewnie dawno znalazła. Stwierdziłem, że może Joseph Murphy w książce ''Potęga podświadomości'' pomoże mi odpowiedzieć czy taki przepis istnieje. Przeczytałem i według jego myślenia powinienem być już spełnionym człowiekiem. Nasza podświadomość ponoć kryje w sobie tak wielką moc, że nie trzeba się zbytnio narabiać aby osiągnąć sukces. ''Każda myśl coś sprawia- jest przyczyną; każda sytuacja jest czymś spowodowana- jest skutkiem'' Cóż, gdyby tak rzeczywiście było i moje myśli miałyby choć trochę odzwierciedlenia w rzeczywistości byłbym zdecydowanie szczęśliwszy, pewnie każdy by był...
Z drugiej zaś strony, może nie powinienem narzekać i jeszcze bardziej ambitnie wziąć się do realizacji planów? Jedna myśl zapadła mi do głowy ''Nieświadoma moc, która podszepnęła mi dane pragnienie, już jest przeze mnie (nieświadomie) urzeczywistniana...'' Niezwykle pozytywne i kojące słowa, uwierzyłem w nie bardzo mocno, nie będę dalej się zastanawiał milion razy czy dobrze robię i czy maksymalnie wykorzystam daną sytuacje, przecież do końca nie przewidzę skutków moich czynów. Najważniejsze jest to, że te skutki biorę na siebie i ponoszę za nie odpowiedzialność- nawet jeśli to porażka...
Tak wiele chciałbym przekazać, mam mnóstwo  myśli w głowie, które nie dają mi zasnąć, które przez cały dzień mi towarzyszą i z dnia na dzień jest ich więcej...Ponoć prawdziwy sukces nie istnieje bez wewnętrzengo spokoju, więc muszę się sam z tym wszystkim uporać, a dopiero potem liczyć na....no tak...na co ?
To taniec na linie.... 

1 komentarz:

  1. od czasów Pustynnej Włóczni nic mi się tak dobrze nie...czytało;)

    OdpowiedzUsuń