czwartek, 5 lipca 2012

Jebać "Pokolenie Y"

      Przeraża mnie słowo „pokolenie”. To pojęcie w pewien sposób służy za pomoc do określenia swojej tożsamości. Ci, którzy są mocno zagubieni w świecie, jaki ich otacza i nie umieją znaleźć własnego „ja”, wzorce społeczne mają na nich zbyt duży wpływ i zamiast myśleć po swojemu myślą kliszami lub kopiują zachowania, są dzięki temu pojęciu uratowani.  Znam sporo takich osób i najczęściej cholernie mnie rozczarowują. Już nie muszą się sami określać, bo dookreśli ich termin pokolenia. Jeśli jestem danym pokoleniem, to mogę dążyć do tego, by być wzorcowym przedstawicielem mojej „grupy”. Po co mi własne zdanie i poczucie odrębności, no nie?
     Pokolenie Y przedstawiane według definicji to pracownicy dużych firm i korporacji. A w pierwszym założeniu mieli być niezależni, walczyć o swoje i technologię wykorzystywać do lepszego porozumienia się między sobą, utrzymywania kontaktów z ludźmi na całym świecie i szeroko rozumianego rozwoju. Nic z tego. Możemy poczytać o tym, że Pokolenie Y jest zamknięte.  Przestało być traktowane ideologicznie, a zaczęło być wykorzystywane do przedstawienia na rynku pracy. Pracodawcy rzekomo dają większą swobodę pracownikom, bo zatrudniani są lepsi w tym, co robią. Są wykształceni, chcą się uczyć i wiedzą, czego chcą. Chcą zarobić na fajne mieszkanie, fajne imprezy i dobry alkohol. O dobrych ciuchach nie wspominając, bo prawdziwy przedstawiciel tej generacji dobre ciuchy i sztuczny uśmiech musi mieć już na starcie. Wtedy można dostać pracę na chwilę, a mało komu zależy dzisiaj na stałym miejscu pracy. Zdobyć doświadczenie i iść dalej. Do konkurencji, albo do spowiedzi. Pokolenie iPoda. Najbardziej nieszczęśliwe z pokoleń, jakie definiowano.
      Nie odwiedza bibliotek. Nie pisze na kartkach. Nie kupuje gazet. Ale świetnie potrafi obsługiwać komputer. To rozwój w pracy jest jak najbardziej pożądany. Rozwój osobisty, nieco mniej. Przedstawiciel Pokolenia Y to idealny pracownik. Pewny siebie i nie zawsze przywiązany do swojej firmy. Niby klisza, ale to nie są pojedyncze przypadki.
Prognozy dla Pokolenia Y są bardzo nikłe. Bardzo fajnie, że obejmą kierownicze stanowiska, będą pracownikami miesiąca. Niech mają najfajniejsze aplikacje na iPhonach. Te, które dotyczą notowań, kursów i nowo otwartych klubów fitness. Ja mam aparat analogowy, czytam książki w wersji papierowej, często takie, które się rozpadają ze starości. Co dziwne, to ja jestem osobą, która wpadnie w depresję szybciej niż oni, chociaż wydaje się, że powinno być odwrotnie, bo stres, presja i życie z zegarkiem w ręku. Ale pokolenie Y w założeniu ma wyprane mózgi i myśli kliszami. Ktoś się może oburzyć, że upraszczam, ale proszę... Niezależny człowiek nie da się zdominować przez korpo, bo po swojemu interpretuje rzeczywistość. I nawet się cieszę, że czasem ona mnie przerasta. Znaczy to, że mimo teoretycznej przynależności do tego pokolenia nadal zachowuję własne zdanie i wrażliwość na świat.
                Nie chcę generalizować i nie czuję się lepsza. Nie utożsamiam się z Pokoleniem Y, bo nie mam potrzeby przynależności do grupy zwanej pokoleniem. Chcę wyrazić swoje zdanie i to robię. Jebać pokolenie Y póki mamy czas, bo za jakieś dziesięć lat obudzimy się w roku 1984 i wtedy będzie naprawdę śmiesznie. 

1 komentarz: